Ten wpis, pomimo zdjęcia i tytułu sugerującego, że będzie o święcie konsumpcjonizmu i szale zakupów, będzie o czymś innym. Ale też będzie o wydawaniu pieniędzy i “czarnym piątku”. Mało tego, za chwilę przekonacie się, że być może chodzi tu o Wasze pieniądze!
W piątek 24 listopada 2017 r. większa część ludzi mogła być zaaferowana Black Friday. Kolejnym importowanym wytworem marketingowców i sprzedawców, aby zwiększyć obroty i opróżnić półki przed świątecznym szczytem zakupowym. W Polsce, sam nie wiem dlaczego, wyprzedaże z okazji Black Friday wyglądają nędznie. Dlatego zamiast skupiać się na zakupach skupmy się na podatkach. A piątek 24 listopada 2017 r., dzięki posłom to dla niektórych prawdziwy podatkowy Black Friday.
Legislacyjna biegunka
Sejm uchwalił tego dnia hurtowo szereg ustaw, niepodatkowych (jak np. zakaz handlu w niedzielę) i związanych z podatkami. Co na przykład? Ustawę o przeciwdziałaniu wykorzystywania sektora finansowego do wyłudzeń skarbowych. Na temat tych pomysłów pisałem jakiś czas temu tutaj: https://podatki.blog/fiskus-wie-o-tobie-wiecej-niz-ci-sie-wydaje/. Obecnie ustawa jest przegłosowana przez posłów i trafiła do Senatu. Tam raczej nie ma szans na jakąś refleksję (tak jak nie było jej przy niedawnej nowelizacji ustaw o podatkach dochodowych – ale to temat na oddzielny wpis) i można przyjąć, że ustawa w takiej formie wejdzie w życie z dniem 1 stycznia 2018 r.
Co to oznacza? Dla uczciwych podatników zasadniczo, teoretycznie nic. Natomiast znając życie, jak to “nic” będzie naprawdę wyglądało, okaże się w praktyce. Niestety mam obawy, że moja pesymistyczna ocena, którą zawarłem w powyżej linkowanym wpisie, nie jest wcale taka przesadzona:
“I kto da uczciwym podatnikom gwarancje, że nie będzie pomyłek w działaniu systemu i nie obudzą się któregoś ranka z poblokowanymi rachunkami bankowymi, bo z analizą na temat ich rozliczeń coś poszło nie tak? Patrząc na projekt zmian widzę co raz większe agregowanie danych dotyczących przedsiębiorców (poufnych, objętych tajemnicą bankową i skarbową) na serwerach prywatnej spółki prawa handlowego (bo czym innym jest Krajowa Izba Rozliczeniowa, jak nie zwyczajną spółką akcyjną?), co raz większe uprawnienia fiskusa w działalność przedsiębiorców, natomiast nie widzę gwarancji dla uczciwych podatników, że nie zostaną potraktowani jak ci, przeciwko którym ten system jest pomyślany…”
Kolejny pomysł przegłosowany w Sejmie to umożliwienie publikowania przez Ministra Finansów w internecie danych paru tysięcy największych podatników (przychody powyżej 50 mln EUR rocznie) oraz kilkudziesięciu grup kapitałowych. Czyli przeczytamy dokładnie jakie były przychody, dochody, straty, zyski, koszty, efektywna stopa podatkowa czy wysokość zapłaconego podatku. Jako uzasadnienie takiego pomysłu wskazuje się “umożliwienie opinii publicznej” wywierania presji, by najwięksi podatnicy …nie stosowali agresywnej optymalizacji podatkowej. Tak, drodzy Państwo, będziecie skupiali w rękach moc wywierania presji na największych polskich podatnikach. Nie zepsujcie tego… Absolutnie nie widzę sensu dla wprowadzenia takiej regulacji, uważam, że to pozorny ruch, który w praktyce nic nie zmieni. A jeżeli to ma być faktycznie forma “społecznej kontroli” to drodzy autorzy tej zmiany – PRL skończył się formalnie prawie 30 lat temu…
Gwóźdź programu
Z ustaw związanych z podatkami – zniesiono limit przychodu, powyżej którego nie płaci się już składek na ubezpieczenie społeczne (emerytalne i rentowe). Do końca tego roku limit ten wynosi 127 890 PLN rocznie. Zatem jeżeli nasze przychody jako pracowników są większe, od przyszłego roku zapłacimy składki na ZUS od całości przychodów (a nie do wysokości limitu). Skąd w ogóle wziął się ten limit? Z założenia, że powyżej pewnych zarobków płacenie wyższego ZUS jest niezasadne, bo emerytura i tak wyższa nie będzie. A jaki będzie efekt płacenia składek od całości przychodu? Mniejsza kwota netto (czyli “do ręki”) dla najlepiej zarabiających pracowników zatrudnionych na umowę o pracę. A dla pracodawców będą to wyższe koszty składek ZUS. I jest to o tyle śmieszne, że zmiany zostają uchwalone praktycznie przed samym końcem roku. Kiedy większość pracodawców ma zaplanowane budżety na wynagrodzenia w przyszłym roku. Ale kogo to będzie obchodziło?
Przecież Ci najlepiej zarabiający na umowach o pracę pójdą w samozatrudnienie, co będzie drastycznym ograniczeniem bazy “etatowców” na rynku pracy. I znowu będziemy mieli kolejne tysiące mikroprzedsiębiorstw, nad którymi nikt się w Ministerstwie Finansów specjalnie nie rozczula. Czyli rozciągnie fikcji, gdzie mało kto widział ostatnio umowę o pracę, a wszyscy tyrają na umowach śmieciowych lub samozatrudnieniu. Odbije się nam to wszystkim czkawką, nie tylko tym, którzy będą musieli płacić więcej. Państwo jest bogate bogactwem swoich obywateli, a nie ilością pieniędzy, które wyciągnie im z kieszeni.
A w tej sytuacji dorzucamy po prostu więcej pieniędzy do wora z napisem ZUS, który jest prawdziwym worem bez dna. Już bodajże w latach ’90 matematycy wyliczali, że ZUS (biorąc pod uwagę sytuację demograficzną Polski) jest instytucją, do której można tylko dokładać. I to co raz więcej. A nasi wybrańcy narodu uznali, że nie ma co reformować ZUS, tylko dosypie się do niego kilka miliardów złotówek z pieniędzy najlepiej zarabiających (w 2019 r. około 5,5 mld PLN). Bo oprócz płacenia większych składek nie mają oni gwarancji otrzymywania w przyszłości wyższych świadczeń (a ja pokuszę się o czarnowidzkie: nie mają gwarancji, że cokolwiek z ZUS dostaną w przyszłości).
Dodatkowo, już poza “czarnopiątkową promocją” wszystkich podatników czeka od przyszłego Jednolity Plik Kontrolny (temu zagadnieniu również poświęcę wkrótce odrębny wpis, bo dla najmniejszych podatników to bardzo istotna kwestia!). Dodatkowo fiskus będzie mógł przekazać, na wniosek naszych kontrahentów, informacje o wywiązywaniu się z niektórych obowiązków podatkowych (w tym na przykład o składaniu przez nas deklaracji podatkowych), a także przegłosowano podzieloną płatność w VAT (na ten temat więcej w tym wpisie: Podzielona płatność VAT – będzie rewolucja?). Ponadto mamy pakiet sporych zmian w ustawach o podatkach dochodowych, które wchodzą od 2018 r. i już wymagają nowelizacji.
Co z tego wyniknie?
Niektórzy po ostatnich głosowaniach w Parlamencie, dotyczących zwłaszcza zniesienie limitu płacenia składek ZUS, zaczęli ogłaszać wszem i wobec, iż o to wprowadzono kolejną stawkę PIT dla najlepiej zarabiających. Formalnie nie wprowadzono, ale tak można odczytać zniesienie limitu w płatności składek ZUS. Czy zrobiono by to na podstawie wprowadzenia nowej, wyższej stawki PIT, czy zrobiono to w taki sposób jak w ostatni Black Friday – pewne jest jedno, mniej pieniędzy dla najlepiej zarabiających, na umowę o pracę, do ręki. I tak właśnie podnosi się nam podatki, nawet jeżeli formalnie stawki nie zmieniają się i wszystko jest “po staremu”. A biorąc pod uwagę dane podawane przez autorów zmiany (że zmiana obejmie 350 000 osób i przyniesie do budżetu 5,5 mld PLN, to każdy z podatników dotknięty zmianami zarobi w przyszłym roku przeciętnie prawie 16000 PLN mniej “na rękę”).
Najgorsze w tym wszystkim jest nie sam fakt, że nakładane są na nas nowe obciążenia (nawet w zawoalowany sposób), nowe obowiązki, a fiskus kontroluje i zbiera wszelakie informacje. Taka jest cena walki z podatkowymi patologiami, które narastały przez lata w Polsce i funkcjonowania rozdawnictwa pieniędzy z budżetu. Tylko dlaczego ceną tą obciążani są uczciwi podatnicy? Dlaczego prawo podatkowe traktowane jest jak ciasto w piekarni (do pieca i następne) i uchwalane przez parlament w sposób pozbawiony jakiejkolwiek refleksji, oceny skutków (nie tylko doraźnych, ale przede wszystkim długofalowych) i przy ignorowaniu głosów interesariuszy procesu legislacyjnego.
Mam wrażenie, że każdy projekt Ministerstwa Finansów czy innego resortu posłowie i senatorowie “przegłosowują” nawet do końca wiedząc czego te zmiany dotyczą i jaki mogą odnieść skutek. A przez taki legislacyjny pośpiech uchwala się rzeczy, które nikomu i niczemu (poza celami fiskalnymi państwa) się nie przysłużą? A później uchwalane są nowelizacje (jak na przykład ustaw o podatkach dochodowych), które wymagają nowelizacji jeszcze przed opublikowaniem?
Jeżeli dotkną Państwa zmiany, opisane we wpisie powyżej, dzięki którym będziecie zarabiali w przyszłym roku mniej, a zamiast myśleć o emigracji będziecie myśleć o przejściu na jednoosobową działalność gospodarczą – chętnie pomogę Wam z wszelkimi kwestiami podatkowymi i prawnymi związanymi z rozpoczęciem i prowadzeniem działalności gospodarczej. Proszę o sprawdzenie mojej strony internetowej: https://satkiewicz.pl i maila na adres blog@satkiewicz.pl – na pewno będę mógł jakoś Wam pomóc.
Do przeczytania!
Pozdrawiam, Paweł Satkiewicz
Post scriptum
Senat w swej łaskawości przesunął datę wejścia w życie zmian o rok – czyli do 1 stycznia 2019 r.